Ma(ma)trix: Ratunku!
Ja chyba kipnę! Takim oto wstępem okraszonym wykrzyknikiem zaczęłam drugi rok mojego macierzyństwa. Było to w dzień pierwszych urodzin Małej Muffinki, a właściwe wieczorem, gdy wszyscy goście już wyszli. Trzeba być lekką wariatką, żeby wyprawić 3 (słownie: trzy!) imprezy urodzinowe pod rząd dla jednego dziecka. W dodatku dwie z nich we własnym domu i to jedną z gromadą dzieci biegających po wszystkich pokojach. Było cudownie, goście wspaniali, wspomnienia zostaną na długo, ale...
Miarka się przebrała. I to na ostatniej prostej mojego rocznego urlopu macierzyńskiego, który był chyba jednym z najbardziej wyczerpujących fizycznie momentów w moim dotychczasowym życiu. Wyprawiając potrójne urodzinki postawiłam "kropkę nad i" w temacie matczynych obowiązków i opadłam bezsilnie na kanapę. Dzień później wróciłam do pracy.
Kocham Cię Córeczko.
Gdy babka taka jak ja, która zbyt łatwo nie odpuszcza, zostaje matką, świat staje na głowie. W dodatku sterczy w tej pozie uparcie pomimo upływu czasu. Choć wydawać by się mogło, że przecież wszystko ma swój kres. Dziecko w końcu okrzepnie, zacznie siadać, chodzić i nie będzie już takie nieporadnie od rąk mamy zależne. Choć dziecina już sobie lata po domu samodzielnie, robiąc kilometry na własnych nogach, dzień po dniu niewiele się zmienia. A wręcz przeciwnie. Dziecko już tyle nie wymaga w kwestiach opieki, ale ty wymagasz od siebie coraz więcej. W końcu przypominasz sobie krok po kroku, jak to Twoje życie "przedtem" wyglądało i chciałabyś mu dorównać. Tylko, że w tym starym grafiku nie było punktu pod hasłem "matka". I nagle jest wielki zonk, że tego już identycznie posklejać się nie da. Znacie to uczucie?
Kocham Cię Córeczko.
Istny Mamatrix, jeśli wiecie, co mogę mieć na myśli. Kiedyś byłam fanką tego filmu, a właściwie jego głównego bohatera, w którym się lekko podkochiwałam. Piękny Keanu w skórzanym płaszczu próbował zbawić świat, a właściwie to zapanować nad rzeczywistością opanowaną przez system komputerowy, którą ludzkość dawno przestała ogarniać. Ja tymczasem otrzepuję z moich wyjściowo-służbowych ciuszków resztki pudru do pupy (taka jest właśnie moja mamatrixowa stylizacja) i próbuję poukładać życie rodzinne, zawodowe, nie pogubić w tym wszystkim siebie i przyjaciół. Wszystko oczywiście z jednym podstawowym i jak zawsze niezmiennym celem w tle: być dobrą matką.
Kocham Cię Córeczko.
Na razie wszelkie próby zapanowania na nowo nad każdą z tych czterech rzeczywistości kończą się serią żalu do samej siebie. Dobrze czuję się jedynie w skórze matki. Resztę próbuję postawić na nogi, jakby były połamane po niezłej kraksie. Ale w głębi duszy czuję, że jakoś się poukłada, bo jestem teraz silna, lepiej zorganizowana, bardziej cenię siebie i mam sporo wiary we własne możliwości. Choć... mam też więcej ambicji i w tym pewnie tkwi powód całego mamatrixa.
Jak się ogarnę to dam znać. Na pewno. A jeśli wiecie, w jaki spobób uwolnić się od mamatrixa, bo za wami podobne przeżycia, to błagam, nie zostawiajcie mnie w tym stanie samej! Tu poniżej jest fajne miejsce, które czeka na Wasze komentarze.
P.S. Wiem, że już Ci to tysiąc razy mówiłam, ale w końcu zawiesił mi się system, więc powtórzę: kocham Cię Córeczko ;)
7 komentarze: